Tu jest opisana pewna historia, kt�r� chcia�bym zadedykowa� Ewie i Naamah. Zapewne wiecie dlaczego...
Nie posiada tytu�u, gdy� nie mog� znale�� odpowiedniego s�owa, kt�re by ten tekst opisa�o (mo�e "id� si� lecz" ??)

Ch�odny jesienny wiatr zburzy� mu w�osy, wygl�da� teraz conajmniej dziwnie, ch�opak �redniego wzrostu, o przeci�tnej d�ugo�ci blond w�osach i ogromny u�miech na twarzy. Wygl�da� niczym dobry duszek, jego motto brzmia�o: u�miech na twarzy, nic z�ego ci si� nie przydarzy. Taki dziwak. Szed�, rozgl�da� si� w oko�o, �wiat by� taki cudowny, sko�czy� w�a�nie zaj�cia i mia� teraz czas dla siebie. Nikt nic mu nie narzuca�, m�g� p�j�� dok�d chcia�.

Szed�, a usmiech za ka�dym krokiem mala�, stawa� si� coraz mniej wyra�ny, a� znikn�� ca�kowicie. Szed� przez to samo miasto, dzie� w dzie�, te same szare ulice, te same twarze tych samych os�b. Okropna wizja. �wiat wyda� mu si� nagle bez wyrazu, straci� t� swoj� niespotykan� rado��, nie potrafi� zrozumie� dlaczego dopiero teraz ta brzydota do niego datar�a.

Przeszed� przez most spogl�daj�c w t� sam� brudn� rzek�, a jeszcze wczoraj o tej samej godzinie podziwia� ptaki kt�re nad ni� szybowa�y, dzisiaj tego nie spostrzeg�. W�a�nie, codziennie te same ptaki, te same problemy, te same postacie. Ob��d. Szed� i rozmy�la�. Jego �ycie w jednej chwili zmieni�o sie w spolot jednakowych dni, z kt�rych kolejny nie r�ni� si� niczym od poprzednika.

Zatrzyma� si�, rozejrza� w oko�o, jaki� facet potr�ci� go ramieniem �piesz�c si� bardzo na kolejne wa�ne spotkanie, nie zauwa�y� go nawet. Spojrza� za siebie, w bok i zmar�. Zna� wszytkich, nie osobi�cie, zna� ich z widzenia. Nie by�o tu rzadnej osoby kt�ra mog�aby go zainteresowa�. Sta� samotny w�r�d t�umu ludzi, wewn�trz ogromnego organizmu, w kt�rym los pojedynczej osoby by� niczym, by� trybem w tej przekl�tej machnie i nic nie m�g� na to poradzi�. Sam nie m�g� nic zmieni�, nawet tego nie chcia� wyda�o mu si� to bezcelowe, to tak jakby samemu stan�� przeciwko setce os�b. Czu� nienawi�� do wszystkich, pragn�� ich zaglady.

To miasto, ta ulica, wszystko by�o jednym wielkim szale�stwem. Szybkim krokiem ruszy� przed siebie, zapragn�� znale�� si� w domu, w�r�d ukochanych czterech �cian. Tam nikt nie m�g� skrzywdzi�, tam stawa� si� jedynym cz�owiekiem na �wiecie. Niemal bieg�. Wpada� na ludzi, obija� si� o nich.

Nagle poczu� �e jest jednak co� co zawsze dawa�o sens istnieniu. Jak m�g� nie pomy�le� o tym wcze�niej, przecie� to oczywiste. By�o co� czego pragn�� najmocniej na ziemi, co� co mobilizowa�o go do dzia�ania. To by�a mi�o��. To uczucie zdawa�u mu si� by� najwa�niejszym w �yciu. Zawsze chcia� by� kochanym, ale jego najwi�kszym pragnieniem by�o kocha�. Kiedy si� w kim� zakocha�- co prawda nie robi� tego cz�sto, zdarzy�o si� to dwukrotnie- stawa� si� kim� innym. Oddawa� siebie w ca�o�ci, nie sk�pi� niczego, �adnej cz�stki samego siebie. Otwiera� serce, dawa� szcz�cie, po�wi�ca�� si� ca�kowicie. Umys� zamyka� si� wtedy, nie dzia�a� racjonalnie, odzywa� si� w nim g�os zaprzeczaj�cy zdrowemu rozs�dkowi, ale czu� si� szcz�liwy... kocha�...
C� z tego skoro taki cudowny stan nie trwa� wiecznie, jaki� znienawidzony mechanizm zabija� to co w nim by�o pi�kne, zabija� jego rado��, plany. Stawa� si� znudzony ukochan� osob�, cierpia�. Ten czerw w jego umy�le by� powodem dla kt�rego on krzywdzi� innych. Po ostatnim razie powiedzia� sobie �e ju� nigdy wi�cej. Absurdalnie, bez mi�o�ci, bez tego nap�dzaj�cego bod�ca czu� si� o wiele lepiej. Wiedzia� �e je�li kogo� krzywdzi robi to �wiadomie, a nie sterowany czym� czego nie potrafi� sobie wyja�ni�. Traci� wiar� w to �e sam jest w stanie pokierowa� w�asnym �yciem, swoj� przysz�o�ci�.

Gdy to wszystko sobie uzmys�owi�, �za sp�yn�a mu z policzka, za ni� nast�pna i nast�pna...
Zrozumia�, dal niego �ycie w�a�nie si� sko�czy�o. Wr�ci� na most, satn�� na barierce. Nikt z przechodz�cych ludzi nawet na niego nie spojrza�. I dobrze- pomy�la�. Ludzie zaj�ci swoimi sprawami nie zauwa�aj� innych, nawet tego nie chc�.

Spojrza� w czarn� to� rzeki, podni�s� g�ow� do g�ry. Widzia� niebo, jego pi�kny b��kit. Zamkn�� oczy i przechyli� si� do przodu...

Cie�
Gdyby� chcia�(a) skomentowa� to w jaki� spos�b to �lij opinie mailem

Wstecz